wtorek, 31 marca 2020

8. Fałszywe doktryny „walki z pedofilią” i ich skutki

8. Fałszywe doktryny „walki z pedofilią” i ich skutki


Główna fałszywa doktryna „walki z pedofilią” to stwierdzenie, że pedofilia sama w sobie jest czymś złym. O skutkach tego dogmatu już mnóstwo pisałem, tak więc myślę, że nie ma co, bym się powtarzał. Sadząc ziarna, zbieracie plony –tyle gwoli przypomnienia myślę, że wystarczy..

Tak samo wspominałem już, o takim narzucanym sposobie myślenia, że pedofilia to coś „niezwykle rzadkiego”, „skrajnie zboczonego”, i że zawsze idzie w parze z czynami (w domyśle, że pedofile którzy „nie czynią” jeszcze „pedofilii”, są „bombami z opóźnionym zapłonem”..). I dla jak najmocniejszego utrwalenia tej doktryny w powszechnej świadomości, tworzy się nawet nowe słowa, jak „nimfofilia”, by sama „pedofilia” została zarezerwowana dla mężczyzn dobierających się do małych dzieci..{*} Choć nie jest to temat do rozwlekania na iks akapitów, jednak wartym do uzmysłowienia jest fakt, że ta doktryna to podstawa dla istnienia oraz przetrwania „walki z pedofilią”. Ponieważ dzięki temu mężczyźni postrzegający piękno podobnie, jak ja (i moim zdaniem to więcej niż 1-3%), pewnie na ogół sobie myślą: „Ach kurde..niestety mnie się to trafiło..co za idiotyczna fascynacja..bo jak można dobierać się do dzieci..ale na szczęście podobają mi się też dojrzałe dziewczyny..więc nigdy to nie wyjdzie na jaw..(i oczywiście je..ć pedofilów!!{**})”

{*Warto tu dodać, że w tym wypadku mamy do czynienia ze swoistą „ewolucją pojęciową” w stronę, że tak powiem, „behawioryzacji” definicji słowa „pedofilia”.. W encyklopediach jest to „preferowana forma osiągnięcia satysfakcji seksualnej (z dziećmi)”, czyli w porównaniu do mojego stanowiska, chodzi wyłącznie o „seksualną satysfakcję” i sposób jej osiągania, jakby seksualne postrzeganie piękna, mające fundamentalne znaczenie w kwestii postrzegania własnej seksualnościWŁASNEGO „JA”, było czymś w ogóle nie istotnym i nie miało żadnego znaczenia(…). Ale to i tak jeszcze bardzo łagodnie „behawioralne” definicje, w porównaniu do tej medialnej, gdzie „pedofil” jest ściśle przypięty do „czynów pedofilskich” (nie „pedofilnych”, jak w encyklopediach, bo tak brzmi bardziej „pejoratywnie”..) i bez nich nie istnieje..}
{**Przez co mniej lub bardziej świadomie przeklinacie samych siebie!}

Tutaj warto jeszcze domknąć temat, o którym już pisałem, ale jako uzupełnienie innych wątków –a mianowicie „aseksualność dzieci”.

Przypomnijcie sobie teraz alegorię kiełkowania i symbolikę motyla, które przytoczyłem wcześniej. Dzieci to istoty niewinne, u których seksualność dopiero dojrzewa. Niewinne, ponieważ naiwne oraz nieodpowiedzialne i ciężko przypisywać im winę za cokolwiek, a tym bardziej wymagać od nich podejmowania rozsądnych życiowych wyborów. Natomiast ich kiełkująca seksualność, to moja alegoria do faktu, że pomaganie, bądź przeszkadzanie im w tym jest czymś bardzo złym, patologicznym oraz szkodliwym dla ich całego rozwoju.

„Aseksualność dzieci” to natomiast podważanie całej natury, która na seksualności się opiera i dzięki seksualności w ogóle działa. Zaczynając od początku –człowiek powstaje dzięki seksualnemu zbliżeniu dwojga ludzi, które wynika z miłości (przynajmniej powinno), która też w pewien sposób wiąże się z seksualnością. Tworzenie się człowieka w życiu płodowym także ma swoją seksualną naturę, ponieważ jako organizmy „wtórouste”, tworzymy się, można powiedzieć „od dupy strony”..
Jeśli natomiast chodzi o samych już urodzonych ludzi i ich seksualność. –Choroba sieroca najbardziej szkodzi najmłodszym dzieciom, ponieważ im człowiek starszy, tym bardziej jest odporny (przyp. nazistowskie „domy życia”). Dlatego nawet w krajach skandynawskich, gdzie już prawie kompletnie zwariowali „walcząc z pedofilią”, można dopieszczać dzieci do siódmego roku życia. A to „dopieszczanie” to nic innego, jak właśnie zdrowe (normalne) zaspokajanie ich sfery seksualnej.

A co najważniejsze w tym temacie, to negowanie seksualności u dzieci jest po prostu niebezpieczne, ponieważ powszechnie uwstecznia wiedzę o konieczności stawiania im granic. To, że dzieci w wieku przedszkolnym często starają się naruszyć seksualne granice z osobami, którym ufają jest po prostu normą. Dlatego świadomość tego i umiejętność asertywnego stawiania granic w relacjach z nimi jest absolutną koniecznością, zarówno dla rodziców, jak i dla wszystkich, którzy mają z nimi kontakt.

Poza tym powszechne uznanie tej sprzecznej z „walką z pedofilią” fizjologicznej oczywistości, jak również faktu, że samo nie stawianie dzieciom granic; pozwalanie im się dotykać w miejsca intymne, jest pasywną formą molestowania, równie plugawą pod względem moralnym, jak ta aktywna –raz na zawsze zakończyłoby możliwość wysnuwania bezczelnych argumentów obrony, używanych często przez wykorzystujących dzieci dewiantów, że „one ich sprowokowały(…)”. (zamiast w myśl „walki z pedofilią” ripostować to dogmatycznymi bzdurami w stylu, że „to nie możliwe, bo dzieci nie mają energii seksualnej”) Dzieci po prostu mają prawo do seksualnej nieświadomości, do nie znania swoich i naszych granic, mają prawo do zapewnienia im gwarancji ich przestrzegania i w końcu mają prawo w przyszłości obwiniać tych, którzy je wobec nich złamali, czy nawet „tylko” im ich nie stawiali.

Na koniec tego wątku można jeszcze dodać, że dzieci często w bardzo młodym wieku badają swoją seksualność, na tak zwanych „zabawach w doktora”. W sumie sam tak się kiedyś bawiłem i uważam, że nie ma w tym nic złego, dopóki jest to wyłącznie zaspokajanie ciekawości, a nie ma nic wspólnego z zaspokojeniem seksualnym. (co moim zdaniem zawsze ma swoją przyczynę w innych, świadomych patologiach przeciwko dzieciom) Po prostu dzieci są istotami seksualnie niedojrzałymi, ale jak najbardziej seksualnymi –człowiek jest istotą seksualną już w życiu płodowym, jeszcze zanim stanie się w pełni człowiekiem, czyli oddychającą istotą duchową{*}.

{*Połączenie duszy z ciałem zachodzi w momencie zaczerpnięcia pierwszego oddechu. I nie jest to moja hipoteza, ponieważ dusza związana jest bezpośrednio z oddechem (duch/dech/dusza..). Jeżeli macie jakieś wątpliwości to poróbcie sobie jogiczne ćwiczenia oddechowe (na których opiera się wszelki rozwój duchowy), a sami zobaczycie..}

Takim jeszcze jednym przykładem fałszywych doktryn, jest powiedzenie, że „pedofilia to zaburzenie (które trzeba leczyć)”. Jeśli odseparujemy pedofilię od wszelkich nadużyć seksualnych wobec dzieci, to zostaje ona jedynie postrzeganiem piękna. I w moim odczuciu jest to coś tak naturalnego, tak bardzo [mojego], że nawet jakby to było możliwe, to nie chciałbym się z tego „wyleczyć”.. Gdy przerodzi się to w obsesję, to owszem, może mieć swe patologiczne następstwa, ale wyłącznie MOŻE MIEĆ! (właśnie głównie dzięki „walce z pedofilią”..)

Natomiast co z samymi nadużyciami? Nazywanie przestępców „chorymi”, jest chrześcijaństwem w swoim najgorszym wydaniu! –Bez względu, czy to dotyczy spraw seksualnych, czy jakichkolwiek innych.. Takie nadużycia to przestępstwa, a często wręcz zbrodnie, za które winnych trzeba bardzo surowo karać –to jedyne słuszne oraz prewencyjnie skuteczne lekarstwo na taką „chorobę”, która objawia się odczłowieczeniem. Tylko nie żadne „lekarstwo na pedofilię”! Pedofilia mogła być (bo istnieje możliwość, że nawet nie była{*}) zaledwie jedną z przyczyn tego odczłowieczenia.

{*Można śmiało założyć hipotezę, że nie wszyscy producenci, czy tym bardziej dystrybutorzy dziecięcej pornografii, to przejawiający jakiekolwiek seksualne zainteresowanie dziećmi pedofile. „Business is business..”}

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz